Wybrałam się do księgarni, a potem do kawiarni. Zabajka jest bardzo klimatyczna. Wzięłam kawę, otworzyłam książkę i zapadłam się w niej.
Nagle słyszę jakieś ćwierkanie. Patrzę, wchodzi kobieta z małym dzieckiem w wózku. Ona ćwierka, dziecko wrzeszczy, a ja... zamknęłam książkę.
Dziecko w końcu się uspokoiło, a ćwierkocąca zamilkła. Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do książki. Na nowo znalazłam się w pokoju Ali, w którym jej kot, leżąc na poduszce, przyglądał się jej spod przymkniętych powiek i mruczał. Ogarnął mnie spokój. Nagle słyszę dziki śmiech i pojawia się blond piękność z przyklejonymi rzęsami. Towarzyszy jej jakiś Ken, który wraz z nią wykrzykuje skargi na ceny w kawiarni. Podchodzi kelnerka, młoda dziewczyna, której rzęsata i napompowana z osobliwym akcentem i nie mniej osobliwą fleksją składa propozycję, aby czekała na nią w kawiarni, bo jest bardzo bogatą Amerykanką, która szuka dziewczyny z Polski dla swojego syna Krystiana. Szuka skromnej, naturalnej, najlepiej biednej dziewczyny, którą zabierze ze sobą. I tą dziewczyną będzie ona, kelnerka z Zabajki. Dziewczyna stoi osłupiała, odpowiada na kretyńskiego pytania castingowe i zaczyna się zapalać.
Kiedy odchodzi, rzęsata i Ken obrzydliwie rechocą, mówiąc, że w Ameryce mogłaby co najwyżej myć u nich podłogę.
Wolę koty.